Ekstremalna Droga Krzyżowa

23 marca 2019

Ekstremalna Droga Krzyżowa

19.03.2016 11:09

Zmęczenie, szczęście, przeżycie duchowe – to najczęściej pojawiające się komentarze wśród osób, które pokonały kilkudziesięciokilometrowe odcinki podczas Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Wyczerpanie i zmęczenie rekompensowało osiągnięcie celu – dotarcie do ostatniej stacji, pod Pomnik Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie. Droga krzyżowa rozpoczęła się w piątek przed godziną 22.00 w Zielonej Górze.

Jak połączyć przeżycie duchowe z blisko 50-kilometrowym marszem? Odpowiedź na to pytanie znalazł ks. Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia WIOSNA, które odpowiedzialne jest m. in. za coroczną organizację akcji „Szlachetna Paczka”. By w pełni przeżyć wielkopostne nabożeństwo drogi krzyżowej pielgrzymi wyruszyli w nocną trasę, na której nie brakowało ekstremalnych doznań. Niektórzy pytani o przebieg pielgrzymki odpowiadali, że są to zbyt osobiste i intymne doznania, by je ujawniać. Inni podkreślali, że nocna podróż była świętym i wymagającym wyzwaniem.

– Trasa była bardzo trudna, ale na szczęście pogoda dopisała. Do drogi krzyżowej przygotowaliśmy się przede wszystkim duchowo – skomentowali Jan Kwiecień z Wilkanowa oraz Waldemar Zabuski ze Zbąszynka. Pielgrzymi nie kryli, że podstawą wyprawy były latarki, które pozwalały na bezpieczne pokonanie kolejnych kilometrów. – Oczywiście jeśli będzie możliwość, to weźmiemy udział w EDK także za rok. My możemy chcieć, natomiast tylko Bóg wie, co będzie za kilka miesięcy – dodali.

Mimo kryzysu i wyczerpania z dotarcia do celu nie zrezygnował Mariusz Nowak z Międzyrzecza. – Najbardziej ekstremalne było pokonanie siebie, własnego ciała. Kryzys dopadał mnie regularnie od 5 stacji, jednak udało mi się. Najważniejsze to odpowiednia odzież, wygodne buty, posiłek i zapas wody. Nocna droga krzyżowa dała mi to możliwość pełnego przeżycia, poczułem ból, chwile załamania, ale i radość, gdy dotarłem na miejsce – podsumował M. Nowak.

W Świebodzinie spotkaliśmy także osoby, które mimo kontuzji zdecydowały się wziąć udział w pielgrzymce. – Z uwagi na kontuzję kolana przyłączyłam się w połowie. Od samego początku szedł mój mąż. Jestem szczęśliwa, że udało mi się dotrwać do końca – skomentowała Aldona Karwacka z Zatonia. Z panią Aldoną i jej mężem szła również Katarzyna Irlik-Rosa, która zaznacza że było to przede wszystkie wyzwanie duchowe, ale należy docenić organizatorów, którzy stanęli na wysokości zadania, a całą trasę wraz z mapami przygotowali perfekcyjnie. – Za rok chciałybyśmy pokonać całą trasę, wraz z dziećmi – dodały.

Własną trasę przygotowała grupa z Sulęcina. – Chciałem przeżyć nabożeństwo właśnie w taki sposób. Przyłączyłem się do innych pielgrzymów z Sulęcina. Mieliśmy do pokonania około 50 kilometrów. Próbowałem pokonać barierę własnego bólu, ale po dotarciu do Świebodzina czuję spełnienie i radość –powiedział pan Krzysztof z Sulęcina.

Wszyscy uczestnicy EDK zachwalali przygotowanie organizacyjne. Odpowiednie oznakowanie tras, przygotowanie map, aplikacji. – Każdy miał specjalną intencję, to było najważniejsze. Nocą szło nam bardzo sprawnie, gdy zaczęło robić się jasno przyszło zmęczenie, ale polecamy wszystkim, by za rok wzięli udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej – zachęcały Marzena Celejewska i Edyta Mech ze Świebodzina. – Samotna wędrówka w ciszy była pouczającym przeżyciem. Trasa nie była aż tak trudna, raczej towarzyszy mi zmęczenie ogólne – dodał Tomasz Olesiak ze Świebodzina.

Podczas marszu na trasie mijali się pielgrzymi z całego województwa. Osobista podróż, niekiedy walka z samym sobą i własnymi słabościami pozwoliły na głębokie przeżycie wyjątkowego nabożeństwa. Kilkadziesiąt kilometrów, noc, las, przeszkody, skupienie, czas refleksji, ból i zmęczenie z drugiej strony. Przy tym wszystkim nieopisana radość i szczęście – takie było tegoroczne święte ekstremalne wyzwanie.

ALICJA KUCHARSKA